W niedzielę wróciliśmy z wakacyjnego wyjazdu nad morze. Wyjazd ten był ważny w historii naszej nie tylko dlatego, że było to pierwsze spotkanie Tezy z morzem, ale również dlatego, że był to nasz pierwszy wakacyjny wyjazd z noclegiem w zupełnie obcym miejscu, które nie należy do nas ani do żadnych naszych znajomych, wobec czego wszystkie obecne tam zapachy są dla psa zupełnie obce. Teza oczywiście jest już na tyle ogarnięta i z nami zżyta, że nie stanowi to problemu, choć początkowo nawet wypady na działkę wiązały się dla niej z pewną dawką stresu.
Mieliśmy w tym wszystkim dużo szczęścia ze względu na typ zakwaterowania. Wynajęliśmy samodzielny domek z ogródkiem w Krynicy Morskiej. Niestety nie możemy zareklamować konkretnej miejscówki, bo pod koniec sezonu zostanie on przerobiony i nie wiem, czy po renowacji właściciele nadal będą chętni przyjmować tam ludzi z psami. Tym niemniej polecam, jeśli tylko macie taką możliwość, poszukać właśnie jakichś samodzielnych domków do wynajęcia - daje to niesamowity komfort! Można zjeść śniadanie na tarasie, można wypuścić psa na siku czy pobawić się z nim bez obaw, że ktoś nam przeszkodzi lub że komuś będzie przeszkadzała obecność/szczekanie/ruchliwość psa, albo że ktoś wbrew naszej woli zacznie się zaprzyjaźniać ze zwierzem lub nawet go dokarmiać ("ale to karma dla psa!" - tak, taki argument kiedyś usłyszałam, gdy byłam o krok od wszczęcia piekła, gdy się okazało, że grupka dzieci wystawiła mojemu chodzącemu luzem po wspólnym terenie psu miskę z jedzeniem, a żarłok radośnie opylał drugie śniadanie).
Przy zejściu na plażę |
Standard domku nie powalał, ale gdybyśmy chcieli pojechać do pięciogwiazdkowego hotelu, tobyśmy to uczynili, tutaj było czysto, mieliśmy wszystko, co potrzebne, więc nie przeszkadzało nam, że meble nie były idealnie dobrane do siebie, a w aneksie kuchennym nie było zlewu i zmywać było trzeba w umywalce. ;)
Przyznam,że nigdy nie byłam miłośniczką urlopów na morzem, wszak leżenie plackiem na plaży to nuda, jest za gorąco, w ogóle bez sensu. Mimo to tym razem bardzo mi się podobało, po części pewnie dlatego, że mieliśmy idealną pogodę - ciepło, ale nie bardzo upalnie, czasem troszkę popadało, chodziliśmy z psem na spacery po plaży, na spacerki po mieście, na obiady do restauracji (w Karczmie Rybnej przemiły pan kelner już na wstępie zapytał, czy przynieść wodę dla psa, w smażalni U Rybaka też bez problemu dostaliśmy wodę i plastikową miseczkę, w paru innych miejscach też nie było problemu, żeby wejść z psem, ale nie pamiętam już nazw lokali). Ogólnie odniosłam wrażenie, że Krynica jest dość propsim kurorcikiem, nikt nas znikąd nie wyprosił, nikt nie patrzył krzywo na psa, a jak sprzedawałam Tezie resztki ryby z talerza w smażalni w zamian za kilka głupich sztuczek, to bardzo się ludziom podobało. :D
Promenada w Krynicy Morskiej. Teza posadzona na "zostań" i nawet nikt się nie pluł, że pies bez smyczy :) |
Oczywiście na plaże "miejskie" nie wolno wprowadzać psów, jednak wystarczy podjechać lub podejść do zejść na obrzeżach i problem znika. Teza nie była jedynym psem na plaży, ale muszę pochwalić wszystkich napotkanych właścicieli, bo pilnowali swoich czworonogów, zdecydowana większość też nie ograniczała się do trzymania psów na smyczy za parawanem, a spacerowała z nimi lub się bawiła. Raczej omijaliśmy ich, bo większość napotkanych psów była na smyczy, o ile mnie pamięć nie myli, to Teza spotkała się bliżej na plaży tylko z jedną przefajną suczką TTB, która aportowała z wody patyk i chyba nawet byłaby chętna do zabawy z drugim psem, ale Tezeł jest mało zabawowy, więc obwąchała się z koleżanką i poszła w swoją stronę.
Popołudniowo-wieczorny spacer, oczywiście po plaży! |
Najwyższa pora wspomnieć o tym, co najważniejsze, czyli - o morzu! Bałam się, że Teza będzie onieśmielona falami i że nie spodoba jej się słony smak wody, i rzeczywiście na początku nie była przekonana, ale finalnie doszliśmy do tego, że spokojnie wchodziła na kilka metrów do morza, o ile było na tyle płytko, że mogła bez problemu stanąć (niestety nie jest fanką pływania). Zabawa tak się spodobała, że nawet była w stanie bez problemu przywołać się z plaży, obiec mnie w morzu i pobiec za piłką z powrotem na plażę. Dzielny pies! I było w tym też coś wzruszającego, gdy mimo niepewności się przełamała, pokonała susami głębszy odcinek i dotarła do płytszego miejsca, w którym mogła się poczuć pewniej. Chyba się starzeję, że patrzę na takie rzeczy. A może po prostu człowiek bardziej docenia zaufanie, na które musi sobie zapracować wbrew złym doświadczeniom psa, niż takie, które dostaje "z urzędu" od wychuchanego szczeniaczka, któremu nikt nigdy w życiu nie zrobił nic złego.
Moje! Sama znalazłam! Nie podzielę się! |
Byliśmy też na wycieczce we Fromborku. Teza była grzeczna, bez problemu też wsiadła na statek, którym płynęliśmy w obydwie strony (no okej, był bardzo fajny, szeroki i nieażurowy trap, a statek był zacumowany blisko pomostu, więc wszystko było aż nieprzyzwoicie stabilne), większość podróży spędziła pod ławeczką, pod koniec rejsu powrotnego robiła też jakieś sztuczki ku uciesze współpasażerów.
Jedyne zdjęcie Tezy z Fromborka jest na ulicy xD |
Jestem bardzo zadowolona z wyjazdu i z tego, jak Teza go zniosła. Jedyne, na co mogę narzekać, to rdza, która weszła na obrożę xD Przy czym to oczywiście nasza wina, bo mogliśmy jakoś zadbać o sprzęt, ale w sumie do głowy mi nie przyszło, że napotkamy taki problem, na przyszłość będę wiedziała, żeby zwrócić na to uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz